Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

ten, który ją uśpił — i że, nawet rozbudzona, zawsze mu podlega.
— To nieprawda! — odpowiedział Groński.
— I ja tak myślę. Utrzymywał przytem, że i mnie potrafiłby bardzo łatwo uśpić, ja zaś czułam, że wcale nie.
— Doskonale! A czy takie rzeczy panią zajmują?
— Hypnotyzm mniej. Jak ma być coś tajemniczego, to wolę słuchać o duchach, a zwłaszcza podobają mi się historye, które opowiada jeden nasz sąsiad w Zalesinie o małych duszkach. Mówi, że się nazywają skrzaty, że broją w starych domach i że można je widzieć, gdy się w nocy patrzy przez okno do pokoju, w którym się pali na kominie. Biorą się wtedy za łapki i tańcują przed ogniem.
— To jakieś wesołe duszki
— I nie złośliwe, choć psotne. Sąsiad nasz, staruszek wierzy w nie święcie i kłóci się o nie z proboszczem. Powiada, że u niego ich pełno i że mu płatają ciągle figle: czasem pociągają za sznurek od zegara, żeby dzwonił, czasem chowają pantofle, lub inne rzeczy, hałasują w nocy, zaprzęgają świerszcze do łupin od orzechów i jeżdżą nimi po pokojach; w kuchni zja-