Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   110   —

nie było stało — ale skoro się stało, to lepiej mi o tem nie myśleć. Bo gdybym ja miał tyle milionów, ile po wsiach znajdzie się co rok zbałamuconych dziewczyn, tobym nie tylko Rzęślewo, ale pół powiatu zakupił. Mogę jednak pana zapewnić, że ani one same nie patrzą na to, jak na tragedyę, ani też rzecz nie kończy się nieszczęściem. Byłoby też po prostu śmieszne, gdybym to brał więcej do serca, niż Hanka, która prawdopodobnie wcale tego do serca nie brała i... nie bierze.
— Skąd to wiesz?
— Bo tak zwykle bywa. A gdyby zresztą było przeciwnie, to cóż zrobię? Przecie nie pojadę szukać jej za oceanem. W książce wyglądałoby to może bardzo romantycznie, ale w rzeczywistości — mam gospodarstwo, którego nie porzucę, i rodzinę, której mi nie wolno poświęcić. Taka Hanka, której, mówiąc nawiasem, trochę mi pan zakwasił wspomnienie, może być najpoczciwsza dziewczyna, ale ożenić się — przecie z nią nie ożenię, więc koniec końców, co mogę zrobić?
— Nie wiem. Ale musisz się chyba zgodzić, że jest pewien moralny niesmak w takiem położeniu, w którem człowiek, po spełnionej wi-