Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   97   —

— Zapis najlepiej dowodzi, że o niej nie zapomniał — rzekł Groński. — I z całego tego testamentu pokazuje się, że to był jednak człowiek z większem sercem, niż ludzie myśleli.
— Z pewnością — odrzekł Krzycki.
Czas jakiś szli w milczeniu, poczem Władysław zaczął znów mówić:
— Co do mnie, to jednak wolę, że ona nie jest córką nieboszczyka.
— Dlaczego? Czy to ma jaki związek z zapisem?
— Nie. Zapisu w żadnym razie nie przyjmę — nigdy!
— To dobrze, ale powiedz mi, dlaczegoś ty się tak ostro od tego zastrzegał, że aż to wszystkich dziwiło.
— Bo jest jedna okoliczność, której ani matka, ani nikt się nie domyśla, a którą panu szczerze wyznam. Oto ja tę dziewczynę w swoim czasie zbałamuciłem.
A Groński zatrzymał się nagle, spojrzał na Krzyckiego i zawołał:
— Masz tobie!
I ponieważ sam nie brał takich rzeczy lekko, a prócz tego poprzednie opowiadanie Krzyckiego