Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 01.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

ogromnie ją polubił. Kazał ją uczyć czytać starej gospodyni — i sam tego doglądał. Dziecko się też do niego przywiązało i tak to trwało całe lata. Wkońcu ludzie zaczęli gadać, że pan chce wziąć kowalównę całkiem do dworu i wychować na pannę, ale, zdaje się, że to nie była prawda. Chciał ją zapewne wychować tylko na tęgą wiejską kobietę i wyposażyć. Skibowie, u których była jedynaczką, mówili podobno, że za nicby jej nie oddali. Wiem zresztą to tylko, co mi karbowy opowiadał, bo nasze stosunki z nieboszczykiem były wówczas tak jak zerwane, właśnie z powodu tego młyna, z pod którego zabrał nam wodę na swoje stawy.
— A następnie Skibowie wyemigrowali?
— Tak jest. Ale przedtem Żarnowski zaczął chorować, przeniósł się do Warszawy, potem siedział za granicą i te stosunki jakoś się rozluźniły same przez się. Gdy Skibowie wyemigrowali, dziewczyna miała już siedemnasty rok. Wuj, wróciwszy na śmierć do Rzęślewa, tęsknił jakoby do niej i czekał od niej wiadomości. Ale ponieważ poprzednio przeniósł nawet i meble z Rzęślewa do miasta, więc ona nie przypuszczała widocznie, żeby wrócił, i nie wiedziała, dokąd pisać.