Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/486

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spotkała się oko w oko ze śmiercią. Orgia trwała widocznie przez całą noc, bo gdy kółko ucztujących opuściło triclinium, by odetchnąć świeżem powietrzem, już świt bieli bladem światłem skały i morze. Pijani uczestnicy, tworząc szalony korowód, wychodzą z ciemnego korytarza skał nad sam brzeg. Tańczą jeszcze, biją w bębenki i dmą w tybie — gdy wtem część uczestników koła przeraża się nagle strasznym widokiem. Oto u stóp urwiska leżą trupy skazanych, którzy wczoraj jeszcze może zostali strąceni ze skał z rozkazu cezara. Jeden z nich leży trochę w głębi na wznak, z otwartemi strasznie oczyma i wyszczerzonemi zębami, a nad nim zwiesza się na gałęziach drzewa pokrwawione prześcieradło — drugi, bliżej tańczącego koła, padł na bok z pogruchotaną głową. Chwila straszliwie dramatyczna. Ci, którzy ujrzeli nagle trupy, zatrzymują się jakby rażeni piorunem — szał mija, wino i pijany szał wietrzeje w jednej chwili z ich głów, a na twarzach jeszcze zarumienionych maluje się przerażenie i obłęd. Są to rozbestwione, a zarazem spiorunowane strachem zwierzęta. Tymczasem inni w korowodzie tańczą jeszcze i grają na instrumentach, z szaleństwem w oczach i uśmiechem na twarzy. W dalszej grupie widać jakiegoś starca opartego na ramieniu bachantek, w którym sprawozdawcy chcieli widzieć Tyberiusza. Jedna z nich dojrzała już trupy, co widać z osłupiałych jej oczu; na twarzy małego Murzynka świecącego pochodnią widać również przerażenie, starzec zaś, zapewne pijany, śmieje się jeszcze śmiechem bezprzytomnym i zarazem cynicznym, ukazu-