Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom V.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwykły brać za podstawę szczególniej jakieś wyrażenia się i sposoby mowy czysto miejscowe i wyśmiewane gdzie indziej. U Orzeszkowej również sprzeczka Litwina Witolda z Koroniarzem Zdzisławem poczyna się o wyrażenia. P. Witold Gawdyłło woła np. o kłębku włóczki: „Oj, pokociło się, pokociło! pokociło! i koci się!“ Wchodzący na to Zdzisław wyśmiewa owo „Pokociło się“ i zapowiada, że „daje nogę“ z domu aż do obiadu. To wyrażenie dostarcza znowu wątku Gawdylle do drwinek z mowy warszawiaków. Sprzeczka rośnie i z pola językowego przenosi się na ogólniejsze pole wyższości jednej prowincji nad drugą. Obaj przeciwnicy rzucają sobie w oczy, zresztą bez wszelkiego ustosunkowania, wielkościami, jakie każda prowincja wydała. Tu autorka korzysta trochę niepotrzebnie ze sposobności, aby za jedną drogą oddać głęboki ukłon swoim bliskim lub pokrewnym duchom. Słyszymy zatem o rozmaitych wielkich mówcach, szlachetnych obywatelach etc. stawianych trochę ryzykownie obok Mickiewicza i Kraszewskiego. Robi to wrażenie, jakby wychodziło z kliki wzajemnej admiracji — i w ogóle wygląda na reklamę, w sprzeczce zaś nie stanowi niezbitego argumentu. Ale mniejsza wreszcie o to, — kłótnia wzrasta ciągle i zmienia się prawie w zerwanie, gdy wtem żona Gawdyłły a siostra Zdzisława wchodzi z książką w ręku i czyta głośno ustęp z Mickiewicza:

...........ty jesteś jak zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie...