Strona:Henryk Sienkiewicz - Publicystyka tom IV.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błyski na szatach Konradowych, przerażona, blada twarz księżnej, — wszystko to dodaje grozy zajściu. Poza księciem sługa jakiś, ksiądz, czy strażnik więzienia daje tajemne znaki księżnej. Jest to szekspirowska scena z średniowiecznego dramatu, traktowana z siłą i realizmem Szekspira. Fioletowe cienie, właściwe Matejce, które często są wadą lub środkiem tylko do wydobycia oddaleń, tu zwiększają jeszcze żałobny nastrój obrazu. Szekspir, jego Król Jan lub Ryszardy, mimo woli nasuwają się na myśl. W takich cieniach więziennych, w takich mrocznych gotykach, wybuchała średniowieczna namiętność i rodziła średniowieczną zbrodnię. Rzecz odczuta i wykonana pysznie, choć w rzutach tylko. W tem poczuciu jest jakaś synteza czasów owego okresu, jakiś odgadnięty duch wieku, — który mówi prawdą i rzeczywistością.
Wartość obrazu podnoszą jeszcze te cechy, właściwe tylko Matejce, które tworzą jakby jego styl odrębny, i po których za pierwszym rzutem oka poznać go można między wszystkimi malarzami na świecie, — te ungues leonis, stanowiące jakby pieczęć artystyczną mistrza. On nie służy żadnej szkole, nie hołduje żadnym kierunkom, nie ma poprzedników, tworzy swą własną szkołę, swoje własne malarstwo i w wielkiem płótnie czy w małem, jest zawsze samym sobą, — jest zawsze Matejką.
Czachórskiego Hamlet przenosi już nas wprost, nie przez porównanie, w świat szekspirowski. Obraz, jak to już wzmiankowaliśmy kilka dni temu, przedstawia Hamleta z aktorami. Jeden z nich deklamuje