Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pilniej wracać, zatrzymywał się tylko na krótkie popasy po zajazdach i śpieszył, ile mu sił starczyło, do Warszawy.
Ks. Ignacy Krasicki, dawny książę biskup warmiński, a obecnie arcybiskup gnieźnieński, jakkolwiek z racji swego urzędu przebywał często w Gnieźnie, jednakże rad zaglądał do dawnej stolicy, co przychodziło tem łatwiej, że całemi miesiącami przesiadywał w Skierniewicach. Kwiatkowscy wstąpili nawet do Skierniewic, ale tam kanonik Mowiński oświadczył im, że arcybiskup wyjechał właśnie do Warszawy.
Kajetan widział przed dziewięciu laty Krasickiego, ale był wówczas młodzikiem, więc nie śmiał się do niego zbliżyć. Natomiast obaj z Markiem czytali, częścią w „Monitorze“, częścią w wydaniach Grella, niemal wszystko, co wyszło z pod pióra biskupa prozą, i umieli napamięć mnóstwo jego wierszy. Obu też biło serce na myśl, że staną przed obliczem wielkiego człowieka, którego podziwiała nietylko cała Polska, ale i zagranica, a którego dowcip zachwycał wykwintnego Stanisława Augusta i przypierał do muru starego szydercę, strasznego Fryderyka II. Szambelan August liczył na dobre przyjęcie z tej przyczyny, że jeszcze w Skierniewicach ksiądz Mowiński powiedział mu, że książę prymas rad widzi ludzi, którzy przypominają mu dawniejsze lata, i że wogóle rad widzi gości.
Była to prawda. Arcybiskup, przywykły do gwarnego życia za czasów, w których dwór jaśniał jak słońce nad Warszawą, i w których rezydowało