Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A on będzie od psa oczu pożyczał, co?
— Mój Telesforze, ja jestem też Polka i rozumiem, co człowiek powinien ojczyźnie. Pamiętasz, kiedyście szli na wojnę kościuszkowską? Stach miał piętnaście lat. Co się ze mną działo, tego nie potrafię nawet wypowiedzieć. A czym mu broniła? Czym się spierała z tobą? Czym spazmowała? Nie! mówiłam sobie: on jedynak, ja matka, ale i Polka. Ilem łez w skrytości wylała, Bóg jeden wie, alem Stachowi nie broniła... Bo chodziło o ojczyznę i wojna była w kraju. Wszelako, co innego ojczyzna, a co innego Włochy. Gdyby mi tu był chłopak poległ, to przynajmniej wiedziałabym, że leży we własnej ziemi, mogłabym odnaleźć jego mogiłę, choćby leżał we wspólnej, i modlić się na niej za jego duszę. Ale tam broń Panie Boże czego, to i słuch o dziecku zaginie. Okropność pomyśleć, że pochowają Bóg wie gdzie, w niepoświęcanej ziemi, bo te niedowiarki Francuzy wcale o takie rzeczy nie dbają. Prawda! Ja mam szczerą nadzieję, że jak się ożeni, to od Anusi nie ucieknie, ale co w tem złego? Albo te legjony coś wywojują i przyjdą tu do Polski, albo nie. Jeśli przyjdą, niech się Stach zaciągnie, słowa nie powiem. Ale poco on ma zaraz tam lecieć i bić się za Włochów, czy za Francuzów? Sam powiedz, jako ojciec i jako obywatel.
— Oni się tam poto biją, żeby tu wrócić.
— Więc jak wrócą, pójdziecie obaj, ale nie teraz.
Pan Cywiński począł przekładać mechanicznie rejestra, a chwilami spoglądać w okno. Nie byłby za nic w świecie odmawiał syna od udziału w walce