Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

godziną powrócił z Łęczycy i który, dowiedziawszy się o chorobie Plichty, oświadczył, że pragnie go także odwiedzić.
Stary żołnierz, od czasów Targowicy, a zwłaszcza od wojny kościuszkowskiej, zerwał był wprawdzie wszelkie stosunki z Kwiatkowskimi, ale zdarzyło się, że gdy przeszłej zimy Kajetan zabłądził w czasie zamieci w lesie, Plichta, natknąwszy się wypadkiem na jego sanie, przywiózł go do Zagnania nawpół zmarzłego, odegrzał, posilił i przetrzymał w domu, póki zamieć nie ustała. W czasie tych mimowolnych odwiedzin Kajetan potrafił widocznie rozprószyć uprzedzenia starca co do siebie, albowiem od tej pory witali się przy spotkaniach w kościele w Leżnicy, a nawet widywali się w Zagnaniu, gdzie młody szambelan składał kiedy niekiedy dziękczynne wizyty swemu wybawcy.
Obaj młodzieńcy postanowili wobec groźnego stanu Plichty wybrać się do niego zaraz — i po lekkim posiłku ruszyli w drogę małą zaprzężoną w parę koni karjolką. Miało się pod wieczór. Zanim wyjechali ze wsi, Marek opowiedział naprzód, jak wyprawił księdza z Panem Bogiem z Leżnicy, a następnie jął mówić o swej wizycie we dworze. Nie chcąc, by woźnica ich rozumiał, rozmawiali po francusku. W umyśle Marka zrodziła się wątpliwość, czy ma prawo powtórzyć to wszystko, co powiedziała mu panna Klarybella, ale ponieważ chodziło o Kajetanowego ojca, a panna Klarybella nie zastrzegła wcale tajemnicy, Marek pomyślał, że tak samo Kajetanowi powierzyłaby obrączkę, gdyby