upadku kraju złożył skwapliwie homagjum rządowi pruskiemu. Temu człowiekowi nie żal ojczyzny, nie żal nawet tego nieszczęsnego króla, którego był szambelanem, żal tylko przyjemności dworskiego życia. I okropna rzecz pomyśleć, że wśród ludzi, otaczających Stanisława Augusta, było wielu rozumniejszych, mało lepszych. Ach! próżnobyś mi mówił, że lepsi stworzyli konstytucję 3-go maja, gdy znalazło się dość gorszych, by ją obalić...“
Dla Kajetana list ten był ciosem, tem cięższym, że czuł prawdę słów w nim zawartych, szambelan zaś od śmierci księdza aż do ostatnich czasów nie uczynił nic, by tej prawdzie zaprzeczyć. Nie było w nim ani żalu, ani skruchy, ani chęci pokuty. Po powrocie z Berlina, gdzie zrozumiano, że z tego zaszarganego człowieka nie można nic na pożytek polityki w Polsce wycisnąć — i przyjęto go obojętnie, oświadczył, że to jest dwór „mauvais genre“ — wpadł w hipochondrję i osiadł na wsi. Ale po pewnym czasie otrząsnął się z nudy, zajął się własną osobą równie starannie, jak przedtem, i począł polerować sąsiadów, a zwłaszcza sąsiadki. Wtedy to poznał pannę Klarybellę Wyrożębską, córkę możnego niegdyś, ale zupełnie podupadłego domu, która przyjechała do swej, również podupadłej, ciotki, pani starościny Sokołowskiej. Panna była wytworna i rzeczywiście urodziwa, więc na wiejskiem bezrybiu przypadła mu istotnie do serca. Widok jej przypomniał mu lato młodości i minione dworskie czasy. Zbudził się w nim dawny szambelan August, przezywany na dworze po łacinie: „Papilio“. Za-
Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/41
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.