Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tyle było szczerości w słowach Kajetana, a Marek był tak młody i wierzący, że ani na chwilę nie posądził brata o komedję i z największą ochotą pobiegł na górę po odezwę.
Szambelan zaś snuł w dalszym ciągu wątek swych myśli:
— ...Bo panowie encyklopedyści — mruknął — prawili komplimenta królom i książętom. Pan Voltaire przesiadywał u starego Fryderyka, Diderot i Grimm mizdrzyli się do Katarzyny, a jednak pan de Pompignon miał w swoim czasie słuszność, przedstawiając filozofję comme sapant l’autel et le trône... Zupełnie słusznie. My przestaliśmy wierzyć i nam było wolno, ale gdy motłoch przestał wierzyć, wówczas nie mogło się nic ostać. Nie to nasza wina, żeśmy panów filozofów czytali, ale to, żeśmy pozwolili ich czytać. Nowe pryncypja! Z początku wydawało się to, jako zabawa i igraszka, a potem zaczęło się rozlewać i szerzyć, jak tłusta plama... Chwycili tę piłkę wlot gazeciarze i teraz przerzucają ją sobie z rąk do rąk... Liberté, fraternité, égalité! — co? Zapomnieli, że powszechność to jest drabina, a w drabinie muszą być szczeble wyższe i niższe...
— Drabinę można odwrócić do góry nogami — wtrącił Kajetan.
— Głupiś — odpowiedział szambelan — albowiem wówczas będzie tylko ten skutek, że gbury będą na górze, a ludzie urodzeni na dole, ale równości nie będzie, jak i nie było...
Kajetan uznał w duchu, że istotnie nie powie-