Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzą panienki więcej jest przedsiębierczości, odwagi i patrjotyzmu, niż w całej rodzinie Kwiatkowskich.
Cywiński liczył też obecnie na to, że chęć wojaczki przeważy w duszy Marka nad miłością do panny Wyrożębskiej.
— Wybij ją sobie z głowy — mówił — a mówię z głowy, dlatego, że na mój prosty rozum, to ty ją nosisz w głowie, nie w sercu. Gniewaj się, lub nie gniewaj, ale to tylko imaginacja, nic więcej. Byleś prochu powąchał, to i zapomnisz.
— Przykro mi jednak, że nie odczuwasz moich cierpień.
— Jeśli jaka Włoszeczka wkręci ci się do serca, to będę odczuwał, nie bój się!
Marek odpowiedział westchnieniem.
Tymczasem doszli do wsi, a potem do dworku, w którym mieszkał ekonom Sęczek. Cywińskiemu wyprowadzono zaraz konia, ale nie zaraz odjechał, gdyż pokazało się, że brakło jednego psa, który był szczególnym Marka faworytem. Ponowne długie trąbienie okazało się nanic. Pies nie wracał. Ekonom Sęczek, który wyszedł powitać młodego dziedzica, oświadczył, że psa musieli porwać wilcy.
Cywiński potwierdził, gdyż przypomniał sobie że, gdy psy były w wykrotach, usłyszał nagły skowyt. Myślał, że pies dał odzew, wpadłszy na nowy gruby trop, ale mógł to być też i ostatni skowyt przedśmiertny.
— Śniegi głębokie — mówił — wilków włóczy się sporo i rozstawiają się pod wiatr, tak, że pies, nim bestję poczuje, już zęby ma w karku.