Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z pierwszego bataljonu założyli czapki na bagnety i ruszyli ku bramie, załoga sądząc, że widzi wielkoludów, tak się przelękła, iż kapitulowała natychmiast. Mówili też Markowi i Cywińskiemu, jak w więzieniach zamkowych znaleźli polskiego żyda rabina i jak oglądali celę, w której siedział wielki czarownik[1], u którego djabli służyli za parobków, ale z więzienia nie mogli go wydobyć, gdyż na progu był napis po łacinie święconą kredą: „Kiep djabeł przeciw boskiej mocy“. Sierżant Twardek opowiadał im także o zajęciu Pesaro i Fano, gdzie mieszkał kardynał, nie ten sam, co w Imoli, ale inny, nazwiskiem Saluzzo, który przedtem bywał w Warszawie i po polsku mówił, „jakby kto grochem sypał“. Od oficerów dowiedzieli się, że był to istotnie ostatni nuncjusz, który z Polski wyniósł nietylko miłe wspomnienia, ale szczerą dla niej miłość.

Z Urbino szli na San Angelo, za którem piętrzyły się coraz wyżej szczyty Apenin. Wiosek i osad tu było mało, ludność na połoninach pasterska, nawpół dzika, bardzo do dawnego rządu i do swych duchownych przywiązana. Mieszkaniec, na wieść o ciągnących kohortach, zapędzał wyżej ku szczytom kozy i krowy, sam zaś podglądał ze stromych skał żołnierzy, a widząc nieznane mundury i słysząc nieznane pieśni, nie umiał sobie zdać sprawy, co to za wojsko. Niektórzy sądzili, że to ludzie cesarscy dążą do Rzymu przeciw Francuzom, inni

  1. Cagliostro.