Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a potem poszedł sobie, taki spokojny i zimny, jakgdyby nic nie zaszło. Jednak ten człowiek wytrzymał z niezmrużonem okiem cztery pierwsze strzały i czterokrotnie nadstawił piersi, a przytem chciał poprzestać na jednej ofierze. Nic nie można mu było zarzucić — zupełnie nic! Pułkownik i oficerowie czuli przytem doskonale, że chodziło tu o honor wojskowy, i że gdyby którego z nich tak znieważono, to nietylko zażądałby zadośćuczynienia, ale tak samo, jak ten polski kapitan, nie poprzestałby na innem, jak krwawe. Nikt tedy nie miał prawa wybiec za legjonistą, zawrócić go i powiedzieć mu: „Nadstaw piersi jeszcze i na mój strzał!...“ Ci ludzie lwiej odwagi i z żołnierskiem poczuciem honoru, rozumieli, że ścigać go, lub mścić się nad nim, byłoby rzeczą niegodną oficerów francuskich.
Lecz, że czterech towarzyszów leżało przed nimi w kałużach krwi, przeto nie mogli się obronić poczuciu, że stało się coś niemiłosiernego.