Strona:Henryk Sienkiewicz - Legjony.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

boty... Ale chciałem cię prosić o jedną rzecz, jako właściciela Różyc.
— Wiesz, że jestem tylko nominalnym.
— Jak chcesz, jednakże, jeśli zginę, staniesz się nietylko nominalnym. Otóż proszę cię, byś pomyślał o tem, czyby Stanisławowi nie można puścić Różyc w dogodną dzierżawę. Ja go kocham, bo to szczery człowiek, i przez długi czas, nim nauczyłem się kochać i cenić ciebie, był to jedyny człowiek, przed którym mogłem otwierać serce. Stryj nie gospodarz, ty również wolisz książki, a Cywiński ma energji za trzech i zna się na rzeczy, więc Różyce na tem nie stracą... A ja takbym chciał zrobić coś dla nich obojga!
Kajetan uściskał go serdecznie.
— Ty jesteś poczciwy z kościami chłopak i stanie się wedle twej woli.


∗             ∗

Na trzeci dzień po tej rozmowie Marek wraz z Kajetanem wyruszyli do Warszawy. Nad wszelkie spodziewanie stary szambelan pożegnał bratanka z pewnem wzruszeniem, a nawet uczynił nad nim krzyż tabakierką i podarował mu zegarek, który w swoim czasie wygrał w zakład od hetmana Branickiego. W Warszawie Chadzkiewicz nie zmienił zamiaru wyjazdu, a ponieważ lubił jeździć wygodnie i dworno, więc przygotowania do podróży były już rozpoczęte. Gromadzki i Marek mieli jechać jako sekretarze „hrabiego“, Cywiński, dla