Strona:Henryk Sienkiewicz - Światła i kwiaty.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

owe puchy, które wiatr nosi. Zaledwie gdzie przypadniemy, życie realne spycha nas — i ustępujem — bo się nie czujemy na siłach, by dać opór.
Gdy o tem myślę, uderza mnie w nas tysiące sprzeczności. Oto uważamy się za wykwint cywilizacyi, za ostatni szczebel, a straciliśmy wiarę w siebie. Tylko najgłupsi z pomiędzy nas wierzą jeszcze w racyą naszego bytu. W życiu szukamy instynktownie świątecznych stron, rozkoszy i szczęścia — a nie wierzymy także i w szczęście. Pesymizm nasz jest lekki i nikły, jak dym naszych hawańskich cygar, niemniej jednak przesłania on nam dalsze widnokręgi. W tych przesłonach, w tym dymie, tworzymy świat oddzielny, oderwany od ogromu wszechżycia, zamknięty w sobie — trochę czczy i senny.
I gdyby tylko chodziło o tak zwaną arystokracyę rodu lub pieniędzy, zjawisko nie byłoby zbyt ważnem. Ale do tego oderwanego świata należą mniej lub więcej wszyscy ludzie, posiadający wyższą kulturę, należy poniekąd nauka, literatura i sztuka. Coś się stało takiego, że to wszystko nie tkwi w samej miazdze życia, ale się z niego wydziela, odrywa i tworzy osobne