Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/485

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   477   —

ojca i nie usłyszy z jego ust, że postępował, jak dzielny chłopak i jak prawy Polak! Koniec, koniec! Za kilka dni słońce oświeci tylko martwe ciała, a potem wysuszy je, na podobieństwo tych mumii, które w Egipcie śpią odwiecznym snem po muzeach.
Z męczarni i gorączki poczęło mu się mieszać w głowie. Nadlatywały nań przedśmiertne widzenia i złudy słuchu. Słyszał wyraźnie głosy Sudańczyków i Beduinów, krzyczące: »Yalla! yalla!« na rozpędzone wielbłądy. Widział Idrysa i Gebhra. Mahdi uśmiechał się do niego swemi grubemi wargami, pytając: »Czy chcesz napić się ze źródła prawdy?…« Potem lew spoglądał na niego ze skały; potem Linde dawał mu słoik chininy i mówił: »Śpiesz się, śpiesz, bo mała umrze!« A wkońcu widział już tylko bladą, bardzo kochaną twarzyczkę i dwie małe ręce, które wyciągały się ku niemu.
Nagle drgnął i przytomność wróciła mu na chwilę, albowiem tuż przy uchu zaszemrał mu cichy, podobny do jęku szept Nel:
— Stasiu… wody!
I ona, tak, jak poprzednio Kali, od niego tylko wyglądała ratunku.
Ale ponieważ przed dwunastu godzinami oddał jej ostatnie krople, więc teraz zerwał się i zawołał głosem, w którym drgał wybuch bólu, rozpaczy i rozżalenia:
— O Nel! jam udawał tylko, że piję! ja od trzech dni nie miałem nic w ustach!
I, chwyciwszy się rękoma za głowę, uciekł, by nie