Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/474

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   466   —

kryte na noc trawą worki z wodą. Ponieważ jęki powtórzyły się kilkakrotnie, więc wstał, chcąc zobaczyć, co się tam dzieje, i poszedł ku kępie, odległej o kilkadziesiąt kroków od namiotu. Noc była tak jasna, że zdala już ujrzał dwa ciemne ciała, leżące koło siebie, i dwie lufy remingtonów, błyszczące w świetle księżyca.
— Murzyni zawsze są tacy sami! — pomyślał. — Mieli czuwać nad tą wodą, droższą teraz dla nas nad wszystko w świecie, a pospali się obaj tak, jak we własnych chatach. Ach! bambus Kalego będzie miał jutro dobrę robotę.
To pomyślawszy, zbliżył się i trącił nogą jednego ze strażników, lecz natychmiast cofnął się z przerażeniem.
Oto pozornie śpiący Murzyn leżał na wznak z nożem wbitym po rękojeść w gardło, a obok drugi, z szyją również tak strasznie przeciętą, że głowa była prawie oddzielona od tułowia.
Dwa worki z wodą znikły, trzy inne leżały wśród porozrzucanej trawy rozcięte i zaklęsłe.
Staś poczuł, że włosy stają mu dębem.