Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   376   —

szny »leśny dyabeł«, jak nazywają gorylów Murzyni, legł ze zdruzgotaną czaszką i karkiem. King jednak dla większej pewności, lub przez przyrodzoną zapalczywość, przygwoździł go jeszcze swym kłem do ziemi, a następnie nie przestawał się nad nim mścić, dopóki zaniepokojony rykiem i wyciem Staś nie nadleciał ze strzelbą od strony chat i nie kazał mu zaprzestać.
Goryl leżał teraz w kałuży krwi, którą chłeptał Saba i która czerwieniła się na kłach Kinga — ogromny, z wywróconemi białkami oczu i z wyszczerzonymi kłami, straszny jeszcze, choć już nieżywy. Słoń trąbił tryumfalnie, a popielaty z przerażenia Nasibu opowiadał Stasiowi, co się stało. Ów namyślał się przez chwilę, czy nie sprowadzić Nel i nie pokazać jej potwornej małpy, ale porzucił ten zamiar, gdyż nagle ogarnął go strach.
Przecież Nel często chodziła sama po wyspie — więc ją także mogło coś podobnego spotkać!
Pokazało się zatem, że góra Lindego nie jest tak bezpiecznem schronieniem, jak się z początku zdawało.
Staś wrócił do chaty i opowiedział Nel o wypadku, ona zaś słuchała z ciekawością i bojaźnią, otwierając szeroko oczy i powtarzając raz po raz:
— Widzisz, co by się stało bez Kinga?
— Prawda! — z taką nianią można się nie bać o dziecko, to też, póki nie wyjedziemy, nie wychodź ani na krok bez niego.
— A kiedy wyjedziemy?