Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   304   —

słońce, wyszedł z drzewa, aby popatrzyć na ryby, które przyniósł Kali. Murzyn złowił ich kilkanaście na wędki, poczynione z cienkiego drutu. Po większej części były małe, ale znalazły się trzy na stopę długie, srebrno nakrapiane i zadziwiająco lekkie. Mea, która, wychowana nad brzegami Nilu Niebieskiego, znała się na rybach, mówiła, że są one dobre do jedzenia, i że pod wieczór wyskakują bardzo wysoko nad wodę. Jakoż przy oprawianiu ich pokazało się, że są tak lekkie dlatego, iż wewnątrz mają ogromne powietrzne pęcherze. Staś wziął jedną z takich baniek, dochodzącą do wielkości dużego jabłka, i poniósł pokazać ją Nel.
— Patrz — rzekł — to siedzi w rybach. Z kilkunastu takich pęcherzy możnaby zrobić szybę w naszem oknie.
I pokazał górny otwor w drzewie.
Lecz, pomyślawszy potem przez chwilę, dodał:
— I jeszcze coś więcej.
— Co takiego? — zapytała rozciekawiona Nel.
— I latawce.
— Takie, jakie puszczałeś w Port-Saidzie? O dobrze! zrób!
— Zrobię. Z pociętych, cieniutkich bambusów zbiję ramki, a tych błon użyję zamiast papieru. To będzie nawet lepsze od papieru, bo lżejsze — i deszcz tego nie rozmoczy. Taki latawiec pójdzie ogromnie w górę, a przy silnym wietrze zaleci Bóg wie dokąd…
Tu nagle uderzył się w czoło:
— Mam jedną myśl.
— Jaką?