Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   272   —

Lecz Staś nie myślał bynajmniej pozbawiać jej tej rozkoszy, z obawy tylko, by ze zbytku zapału nie zleciała razem z melonem, chwycił ją za pasek i zawołał:
— Ciskaj!
Ogromny owoc potoczył się po stromej pochyłości i padł przy nogach słonia, ów zaś wyciągnął w mgnieniu oka trąbę, pochwycił go, potem ją zgiął, jakby chciał włożyć sobie melon pod szyję — i tyle go dzieci widziały!
— Zjadł! — zawołała uszczęśliwiona Nel.
— Spodziewam się! — odpowiedział, śmiejąc się Staś.
A słoń wyciągnął ku nim trąbę, jakby chciał prosić o więcej, i odezwał się potężnym głosem:
— Hrrumpf!
— Chce jeszcze!
— Spodziewam się! — powtórzył Staś.
Drugi melon poszedł w ślad za pierwszym i zniknął w jednej chwili tak samo, potem trzeci, czwarty, dziesiąty, następnie zaczęły zlatywać strąki akacyi i całe wiązki traw i wielkich liści. Nel nie pozwoliła się nikomu zastąpić i, gdy jej małe ręce zmęczyły się robotą, spychała nóżkami coraz nowe zapasy, słoń zaś jadł i, podnosząc kiedy niekiedy trąbę, wygłaszał swoje grzmiące: »hrrumpf« na znak, że chce jeszcze więcej — i jak utrzymywała Nel — na znak, że dziękuje.
Lecz Kali i Mea zmęczyli się nakoniec robotą, którą spełniali bardzo gorliwie, ale tylko w tej myśli, że »Bwana Kubwa« pragnie naprzód odpaść słonia