Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XXII.

Zanim Staś i młody Murzyn poodciągali na boki wąwozu zabitych Arabów i ciężkie cielsko lwa, słońce zniżyło się jeszcze i wkrótce miała zapaść noc. Ale niepodobna było nocować w sąsiedztwie trupów, więc chociaż Kali, ukazując na zabitego zwierza, głaskał się po piersiach i powtarzał, mlaskając językiem: »Msuri nyama« (dobre, dobre mięso), Staś nie dał mu się zająć »nyamą«, a natomiast kazał mu łapać konie, które pouciekały po strzałach. Czarny chłopak wywiązał się z tego nadzwyczaj zręcznie, zamiast bowiem gonić je wąwozem, w którym to razie byłyby uciekały coraz dalej, wydrapał się na górę i, skracając sobie drogę przez wymijanie zakrętów, zabiegł spłoszonym rumakom od przodu. W ten sposób schwytał z łatwością dwa, a dwa inne napędził na Stasia. Tylko koni Gebhra i Chamisa nie można już było odszukać, ale i tak pozostały cztery, nie licząc objuczonego namiotem i rzeczami kłapoucha, który wobec tragicznych wypadków okazał prawdziwie filozoficzny spokój. Znaleziono go za zakrętem,