Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zabitymi wilkami — odpowiedział zawiadowca — i zdziwiło mnie to nawet, że nie wracają razem z dziećmi. Ale nie pytałem ich o powód, gdyż to do mnie nie należy.
To powiedziawszy, odszedł do swoich obowiązków.
Podczas tego opowiadania twarz pana Rawlisona stała się biała jak papier. Patrząc błędnym wzrokiem na przyjaciela, zdjął kapelusz, podniósł dłoń do spotniałego czoła i zachwiał się, jakby miał upaść.
— Rawlison, bądź mężczyzną! — zawołał pan Tarkowski. — Dzieci nasze porwane. Trzeba je ratować.
— Nel! Nel! — powtarzał nieszczęsny Anglik.
— Nel i Staś! To nie Stasia wina. Zwabiono tu oboje podstępnie i porwano. Kto wie — dlaczego. Może dla okupu. Chamis jest niezawodnie w spisku. Idrys i Gebhr także.
Tu przypomniał sobie, co mówiła Fatma, że obaj Sudańczycy należą do pokolenia Dangalów, w którem urodził się Mahdi, i że z tegoż pokolenia pochodzi Chadigi, ojciec Chamisa. Na to wspomnienie serce zamarło mu na chwilę w piersiach, zrozumiał bowiem, że dzieci mogły być porwane nie dla okupu, ale dla zamiany na rodzinę Smaina.
Ale co z niemi zrobią współplemieńcy złowrogiego proroka? Skryć się na pustyni, lub gdzieś nad brzegiem Nilu nie mogą, bo na pustyni pomarliby wszyscy z głodu i pragnienia, a nad Nilem złapanoby ich z pewnością. Chyba więc zbiegną z dziećmi aż do Mahdiego.