Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-W pustyni i w puszczy.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zując na Nel, która w tej chwili odeszła od okna i siadła przy nim.
— Miss Rawlison ma ojca — odpowiedział Staś — a ja jestem tylko w drodze jej opiekunem.
Na to zwrócił się żywo drugi oficer i zapytał:
— Rawlison? — czy nie jeden z dyrektorów kanału i ten, który ma brata w Bombaju?
— W Bombaju mieszka mój stryjek — odpowiedziała Nel, podnosząc w górę paluszek.
— A więc twój stryjek, darling, jest żonaty z moją siostrą. Ja nazywam się Clary. Jesteśmy powinowaci i prawdziwie rad jestem, żem cię spotkał i poznał, mały, kochany ptaszku.
I doktor rzeczywiście był rad. Mówił, że zaraz po przybyciu do Port-Saidu rozpytywał się o pana Rawlisona, ale w biurach dyrekcyi powiedziano mu, że wyjechał na święta. Wyraził też żal, że statek, którym mają jechać z Glenem do Mombassa, wychodzi z Suezu już za kilka dni, skutkiem czego nie będzie mógł wpaść do Medinet.
Polecił tylko Nel pozdrowić ojca i obiecał napisać do niej z Mombassa. Obaj oficerowie zajęli się teraz przeważnie rozmową z Nel, tak, że Staś pozostał trochę na boku. Zato na wszystkich stacyach pojawiały się całymi tuzinami mandarynki, świeże daktyle, a nawet i wyborne sorbety. Prócz Stasia i Nel korzystała z nich także Dinah, która, przy wszystkich swych przymiotach, odznaczała się niepowszedniem łakomstwem.
W ten sposób prędko zeszła dzieciom droga do Kairu. Przy pożegnaniu oficerowie ucałowali rączki