Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do duszy dopuścić — i że pragnęła, by ją uspokoił i upewnił.
Nazajutrz Zawiłowski oddał w biurze Połanieckiemu wycinek z jakiejś gazety ze „Śniegami w górach.“ Połaniecki przeczytał go przy obiedzie, ale przy brzęku widelców wiersz wydał się mniej piękny, niż wśród ciszy nocnej, przy świetle księżyca.
— Zawiłowski mówił — rzekł Połaniecki — że wkrótce wyjdzie tom, ale obiecał, że przedtem pozbiera wszystko, co było w różnych pismach, i przyniesie ci.
Marynia zaś odrzekła:
— Nie; trzeba, żeby to zachował dla Linety.
— Ach! jutro się mają spotkać po raz pierwszy. Chcecie koniecznie urządzić epokę w życiu Zawiłowskiego?
— Chcemy odpowiedziała z pewną stanowczością Marynia. — Aneta z początku mnie zdziwiła — ale dlaczegóżby nie!
Jakoż spotkanie nastąpiło nazajutrz. Państwo Osnowscy, pani Broniczowa i panna Castelli przyjechali nader punktualnie o piątej, ale Zawiłowski przyszedł jeszcze wcześniej, by uniknąć wchodzenia do salonu przy całem towarzystwie. A i tak był nietylko nastraszony, ale niezgrabniejszy niż zwykle i nigdy własne nogi nie wydawały mu się tak długie. Była jednak pewna dystynkcya nawet w jego niezgrabności i pani Osnowska umiała się na tem poznać. Rozpoczęły się pierwsze sceny komedyi ludzkiej, w których te panie, jako osoby dobrze wychowane, wystrzegając się wszelkiej natarczywości w przypatrywaniu się Zawiłowskiemu, nie czyniły jednak nic innego; on zaś, udając, że tego nie widzi, nie my-