Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Sienkiewicz-Rodzina Połanieckich (1897) t.2.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XIV.

Wróciwszy do hotelu, Połanieccy znaleźli z pewnem zdziwieniem karty wizytowe państwa Osnowskich, a zdziwienie ich pochodziło stąd, że im-to pierwszym, jako młodemu małżeństwu, należało składać wizyty. Na uprzejmość, i tak niezwykłą, trzeba było odpowiedzieć równą uprzejmością, nazajutrz więc pokwapili się z rewizytą. Bukacki, który ich przedtem widział, jakkolwiek mocno niezdrów i ledwie włóczący nogi, zdobył się wszelako na jeden ze swych zwykłych konceptów i rzekł Połanieckiemu, gdy na chwilę zostali sam na sam:
— Ona będzie cię kokietowała, ale jeśli przypuszczasz, że się w tobie zakocha, to się mylisz. W niej jest trochę podobieństwa do brzytwy — potrzeba jej paska do ostrzenia się — i w najlepszym razie będziesz dla niej paskiem.
— Naprzód, nie chcę być jej paskiem — odpowiedział Połaniecki — a powtóre, jeszcze na to za wcześnie.
— Zawcześnie? To się znaczy, że sobie zabezpieczasz przyszłość.
— Nie, to znaczy, że myślę o czem innem, a także,