Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich, to jest narzeczony, pan Skrzetuski — i jął rozpytywać o niego małego rycerza.
— Skrzetuski został u księcia Koreckiego w Korcu, dokąd z Kijowa przyjechał i leży chory, o świecie Bożym nie wiedząc — rzekł pan Wołodyjowski.
— Zali nie trzeba, abyśmy do niego jechali? — pytał Litwin.
— Niema tam poco jechać — odparł Wołodyjowski. — Medyk książęcy zaręcza za jego zdrowie; jest tam pan Suchodolski, pułkownik księcia Dominika, ale wielki przyjaciel Skrzetuskiego, jest i nasz stary Zaćwilichowski; obaj mają go w opiece i staraniu. Na niczem mu nie zbywa, a to, że go delirium nie opuszcza, to dla niego lepiej.
— O mocny Boże! — rzekł Litwin. — Widziałżeś waćpan Skrzetuskiego na własne oczy?
— Widziałem, ale żeby mi nie powiedzieli, że to on, to nie byłbym go poznał, tak go boleść i choroba strawiły.
— A on poznał waćpana?
— Pewnie poznał, choć nic nie mówił, bo się uśmiechnął i głową kiwnął, a mnie taka żałość porwała, żem dłużej zostać nie mógł. Książę Korecki chce tu iść do Zbaraża z chorągwiami, Zaćwilichowski z nim razem pójdzie, a i pan Suchodolski zaklina się, że ruszy, choćby miał ordynanse od księcia Dominika przeciwne. Oni to sprowadzą tu i Skrzetuskiego, jeśli go boleść nie zmoże.
— A skądże macie te wiadomości o śmierci kniaziówny? — pytał dalej pan Longinus. — Czy nie ci kawalerowie je przywieźli? — dodał, wskazując na kniaziów.
— Nie. Ci kawalerowie trafem się w Korcu o wszystkiem dowiedzieli, dokąd przyjechali z posiłkami od wojewody wileńskiego, i tu ze mną przyszli, bo i do na-