Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obiad do wojewody i w najgorszem usposobieniu. Wnet oświadczył, że co wczoraj mówił o zawieszeniu broni, o komisyi na Zielone Świątki i o wypuszczeniu jeńców na komisyę, to mówił jako pijany, a teraz widzi, że chciano go w pole wywieść. Kisiel znów łagodził go, uspokajał, przekładał, racye dawał, ale była to wedle słów podkomorzego lwowskiego „surdo tyranno fabula dicta“. — Poczynał też sobie hetman tak po grubijańsku, że komisarzom za wczorajszym Chmielnickim tęsknić przyszło. Pana Pozowskiego buławą uderzył za to tylko, że mu się nie w porę pokazał, mimo tego, że pan Pozowski śmierci i tak, jako wielce schorzały, był blizkim.
Nie pomagały ludzkość i ochota, ani perswazye wojewody. Dopiero gdy sobie nieco gorzałką i wybornym miodem huszczańskim podchmielił, wpadł w lepszy humor, ale też za nic już o sprawach publicznych nawet i wspomnieć sobie nie dał, mówiąc: „Mamy pić, to pijmy — zajutro sprawa i rozprawa! A nie, to sobie pójdę!“ O godzinie trzeciej w nocy naparł się iść do sypialnej izby wojewody, czemu się tenże pod różnemi pozorami opierał, albowiem zamknął tam umyślnie Skrzetuskiego, wielce się obawiając, aby przy spotkaniu się tego nieugiętego żołnierza z Chmielnickim nie miało miejsca jakie zajście, któreby dla porucznika zgubnem być mogło. Chmielnicki jednak postawił na swojem i poszedł, a za nim wszedł i Kisiel. Jakież było tedy zdziwienie wojewody, gdy hetman, ujrzawszy rycerza, skinął mu głową i zakrzyknął:
— Skrzetuski! a czemu ty z nami nie pijesz?
I wyciągnął doń przyjaźnie rękę.
— Bom chory — odrzekł, skłoniwszy się porucznik.