Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wojewoda, patrzył czas jakiś w jego sędziwe oblicze, poczem uchylił trochę kołpaka i rzekł:
— Czołem wam, panowie komisary, i tobie wojewodo. Lepiej było dawniej zacząć ze mną traktaty, kiedy ja był mniejszy i siły własnej nie znał, ale że was korol do mene pisław, tak was wdzięcznem sercem w mojej ziemi przyjmuję.
— Witaj, mości hetmanie! — odrzekł Kisiel. — Król jegomość posłał nas, byśmy ci jego łaskę ofiarowali i sprawiedliwość wyrządzili.
— Za łaskę dziękuję, a sprawiedliwość już ja sam sobie, ot tera, na waszych szyjach wyrządził — (tu uderzył się po szabli) — i dalej wyrządzę, jeśli mnie nie ukontentujecie.
— Nie uprzejmie nas witasz, mości hetmanie zaporoski, nas, wysłańców królewskich.
— Ne budu howoryty na moroże, będzie na to lepszy czas — odparł szorstko Chmielnicki. — Puszczaj mnie, Kisielu, do swoich sani, bo wam chcę cześć wyrządzić i razem jechać.
To rzekłszy, zsiadł z konia i zbliżył się do sani, Kisiel zaś usunął się ku prawej ręce, zostawiając wolną lewą stronę.
Widząc to, Chmielnicki zmarszczył się i krzyknął:
— A ty mnie dawaj prawą rękę!
— Jam senator Rzeczypospolitej.
— A mnie co senator! Pan Potocki pierwszy senator i hetman koronny, a ja go mam w łykach razem z innymi i jutro, jeśli zechcę, na pal wbić każę.
Rumieńce wystąpiły na blade policzki Kisiela.
— Osobę króla tu przedstawiam!!