Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na zerwanie układów, aby wymordować poselstwo. Tłuszcza rozzuchwalała się coraz bardziej. Chwytano za lejce koni dragońskich i tamowano drogę; rzucano kamienie, kawały lodu i zmarznięte grudy śniegu do sani wojewody. W Gwozdowej Skrzetuski i Doniec musieli stoczyć krwawą bitwę, w której rozpędzili kilkaset czerni. Wyjechali znów chorąży nowogrodzki i Śmiarowski z perswazyą do Chmielnickiego, by na komisyą do Kijowa przybył, ale wojewoda małą miał nadzieję, ażeby mogli żywi do niego dojechać, tymczasem w Chwastowie musieli komisarze z założonemi rękoma patrzeć na tłumy mordujące jeńców obojej płci i wszelkiego wieku, których topiono w przeręblach, polewano wodą na mrozie, bodzono widłami, lub obstrugiwano żywcem nożami. Takich dni upłynęło ośmnaście, zanim przyszła nakoniec odpowiedź od Chmielnickiego, że do Kijowa przyjechać nie chce, ale w Perejasławiu czeka na wojewodę i komisarzy.
Odetchnęli tedy nieszczęśni wysłańcy, sądząc, że skończyła się już ich męka, jakoż przeprawiwszy się przez Dniepr w Trypolu, udali się na noc do Woronkowa, z którego sześć tylko mil było do Perejasławia. Wyjechał naprzeciw nich o pół mili Chmielnicki, chcąc niby cześć poselstwu królewskiemu okazać, ale jakże zmieniony od owych czasów, w których się za ukrzywdzonego podawał — „quantum mutatus ab illo!“ — jak słusznie pisał wojewoda Kisiel.
Wyjechał bowiem w kilkadziesiąt koni, z pułkownikami, essaułami i muzyką wojskową, pod znakiem, buńczukiem i czerwoną chorągwią, jakby książę udzielny. Orszak komisarski zatrzymał się natychmiast, on zaś, przyskoczywszy do naczelnych sani, w których jechał