Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.3.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A gładka bestyjka, oczy jak tareczki, pysio jak malowane, a szyjka — uf!
— Niczego, niczego!
— Winszuję waszmości!
— Dałbyś waść pokój. To narzeczona pana Podbipięty, albo tak jak narzeczona.
— Pana Podbipięty? Bójże się waćpan ran Boskich! przecie on czystość ślubował? A prócz tego, przy takiej między niemi proporcyi, chybaby ją za kołnierzem nosił; na wąsach mogłaby mu siadać, jak mucha — cóż znowu?
— Ej, jeszcze go ona w karby weźmie. Herkules był mocniejszy, a przecie białogłowa go usidliła.
— Byle mu tylko rogów nie przyprawiła, choć ja pierwszy o to się postaram, jakem Zagłoba.
— Będzie takich więcej jak waćpan, choć w samej rzeczy z dobrego to gniazda dziewczyna i uczciwa. Płoche to, bo młode i gładkie.
— Zacny z waści kawaler i dlatego ją chwalisz, ale że dzierlatka, to dzierlatka.
— Uroda ludzi ciągnie, exemplum: ten oto rotmistrz okrutnie podobno w niej rozmiłowan.
— Ba! a spojrzno waćpan na tego kruka, z którym ona rozmawia — co to za czort?
— To Włoch Carboni, doktór księżnej.
— Uważ, panie Michale, jak mu się latarnia rozjaśniła i ślepie przewraca, jak w delirium. Ej! źle z panem Longinem! Znam ja się na tem trochę, bom za młodu niejednego doświadczył. W innej porze muszę waćpanu opowiedzieć wszystkie terminy, w jakich bywałem, albo jeśli masz ochotę, to choć zaraz posłuchaj.
Pan Zagłoba począł szeptać coś do ucha małego