Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.1.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Semenom ukrytym na bajdakach serca zabiły niespokojnie. Tajemnicze owo wołanie było im znane dobrze. W ten sposób zaporożcy porozumiewali się z sobą na zimowiskach, w ten także sposób w czasie wojen zapraszali na rozmowę braci kozaków regestrowych i grodowych, między którymi bywało wielu należących sekretnie do bractwa.
Głos Krzeczowskiego rozległ się znowu:
— Czego chcecie?
— Bohdan Chmielnicki, hetman zaporoski, oznajmia, że działa na łachę są obrócone.
— Powiedzcie hetmanowi zaporoskiemu, że nasze obrócone na brzegi.
— Pugu! pugu!
— Czego jeszcze chcecie?
— Bohdan Chmielnicki, hetman zaporoski, prosi na rozmowę swojego przyjaciela, pana Krzeczowskiego pułkownika.
— Niech jeno da zakładników.
— Dziesięciu kurzeniowych.
— Zgoda!
W tej chwili brzegi łachy zakwitły, jakby kwieciem, zaporożcami, którzy popowstawali z pośród traw, między któremi leżeli ukryci. Zdala od stepów nadciągała ich konnica i armaty, ukazały się dziesiątki i setki chorągwi, znamion, buńczuków. Szli ze śpiewaniem i biciem w kotły. Wszystko to razem podobniejsze było do radosnego powitania, niż zetknięcia się wrogich potęg.
Semenowie z bajdaków odpowiedzieli okrzykami. Tymczasem przybyły czółna, wiozące atamanów kurzeniowych. Krzeczowski wsiadł w jedno z nich i odjechał