Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tej chwili nie było przed nimi Romulusa i Remusa, to możeby otoczył ramieniem młodą kobietę i przycisnął ją do piersi.
Ale zarazem zdjął go pewien strach na myśl, że wówczas wahania musiałyby się skończyć i położenie byłoby rozwiązane.
Tymczasem pani Elzen rzekła:
— Zatrzymaj pan powóz.
Świrski zatrzymał powóz i przez chwilę pozostali w milczeniu.
— Jak tu cicho, po gwarze w Monte Carlo! — ozwała się znów młoda wdowa.
— Słyszę tylko muzykę — odrzekł malarz — może grają na pancernikach w Ville Franche.
Istotnie z dołu dochodziły od czasu do czasu przytłumione tony muzyki, niesione przez ten sam powiew, który przynosił zapach pomarańczowego kwiatu i heljotropów. W dole widać było dachy rozrzuconych na pobrzeżu willi, ukrytych w gąszczu eukaliptów, a obok nich rozległe plamy białe, utworzone przez kwitnące migdały, i plamy różowe, utworzone z kwiecia brzoskwiń. Jeszcze niżej widniała modra, zalana słońcem zatoka Ville Franche z rojem wielkich statków.
Życie, wrzące na dole, stanowiło też dziwne przeciwieństwo z głuchą martwotą gór pustych i bezpłodnych, nad któremi rozciągało się niebo bez chmur, tak przezrocze, że aż szkliste i obojętne. Tu nikło i malało wszystko wśród spokojnych ogromów i ten powóz z gromadką ludzi zdawał się być jakimś żukiem, przylepionym do skał, który wpełznął zuchwale aż na te wyżyny.