Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawów, i derkaczy, grających śród traw na bliższych łąkach.
Ksiądz Woynowski zaintonował: „Zawitaj, Panno mądra, domie Bogu miły“ — na co cztery basy panów Bukojemskich i głos pana Cypryanowicza odpowiedziały mu zaraz: „który złoty stół i siedm kolumn ozdobiły“, do chóru przyłączyła się panna Sienińska, za nią czeladź i przez czas jakiś brzmiał bór pieśnią pobożną. Lecz gdy odśpiewali całe „Godzinki“ i odmówili wszystkie zdrowaśki, zapadła znów cisza. Ksiądz, bracia i pan Serafin rozmawiali jeszcze czas jakiś zniżonemi głosami, następnie poczęli drzemać, a w końcu posnęli na dobre.
Nie słyszeli też ani przyciszonych: wio! wio! woźniców, ani parskania koni, ani cmoktania błota pod kopytami na długiej grobli, idącej przez grzązkie, pokryte sitowiem i tatarakiem, trzęsawisko, na którą wkrótce przed północą wjechali. Zbudził ich dopiero krzyk pachołka, jadącego na przedzie:
— Stój! stój!
Wszyscy pootwierali oczy. Panowie Bukojemscy wyprostowali się na kulbakach i żywo poskoczyli przed się.
— A co tam?
— Droga zagrodzona! Rów w poprzek, a za rowem zasiek!
Szable braci zazgrzytały w pochwach i rozbłysły przy świetle miesiąca.
— Do broni! zasadzka!
Pan Cypryanowicz w jednej chwili znalazł się przed przeszkodą i zrozumiał: nie było się co łudzić! grobla była przekopana szerokim rowem, za rowem zaś leżały w poprzek całe sosny, wraz z konarami, spiętrzone w olbrzymi zawał. Ludzie, którzy zamknęli w ten