Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dle mi bez ciebie schnie, jak bez wody... Wszystko we mnie do ciebie drży. Nie mogę spać, ni żyć... Patrz, oto i teraz...
I przerwał, bo zęby zaczęły mu szczękać jak w gorączce. Skurczył się, chwycił kościstemi rękoma za poręcz krzesła, jakby się obawiał upaść — i sapał czas jakiś rozgłośnie.
Poczem znów zaczął mówić:
— Brak ci fortuny — nic to!... Ja mam dość. Ciebie mi trzeba, nie fortuny. Chcesz być panią w tym domu? Miałaś za Pągowskiego wyjść — jam przecie nie gorszy. Jeno mi nie mów: nie! na Boga żywego nie mów mi: nie — bo nie wiem, co się stanie. Ty cudna! ty moja!...
To rzekłszy, klęknął nagle, objął rękoma jej kolana i począł je przyciskać do piersi. Lecz — nadspodziewanie dla niej samej — przestrach jej przeszedł w tej strasznej chwili bez śladu. Zagrała w niej rycerska krew, zbudziła się gotowość do walki do ostatniego tchu. Poczęła z całej siły odpychać dłońmi jego zroszone potem czoło, które tuliło się do jej kolan.
— Nie! nie! wolałabym umrzeć tysiąc razy. Nie!
Wówczas wstał blady, ze zjeżoną czupryną, pełen zimnej wściekłości; przez czas jakiś drgały mu wąsy, z pod których przebłyskiwały długie, popsute zęby. Lecz jeszcze panował nad sobą, jeszcze przytomność nie odbiegła go zupełnie. Jednakże, gdy panna cofnęła się nagle ku drzwiom, zaskoczył jej drogę.
— Tak? — zapytał chrapliwym głosem. — Nie chcesz mnie? Powtórz mi to jeszcze do oczu! — nie chcesz?
— Nie chcę! I waćpan mi nie groź, bo się nie boję.
— Jać nie grożę, jeno cię chcę za żonę brać — ba! jeszcze proszę: opamiętaj się! na żywy Bóg! — opamiętaj się!