Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Myślał o niej tylko pan Cypryanowicz, którego ujęły jej łzy i wzruszyła jej dola. Służba poczęła już szeptać o tem, że dwie panny Krzepeckie rozerwały całą wyprawę, a starszy pan pochował do szkatuły „klejnociki“ — i że w domu poczynają „panienką“ pomiatać. Więc gdy te słuchy doszły do uszu pana Serafina, poruszyło się niemi jego dobre serce i postanowił pogadać o tem z księdzem Woynowskim.
Lecz ksiądz Woynowski uprzedzony był wielce z powodu Taczewskiego do panny Sienińskiej i zaraz z początku rozmowy rzekł:
— Żal mi jej, bo biedna, nieboga — i w czem będę mógł, to jej pomogę, ale że (mówiąc między nami) Bóg ją za mojego Jacka pokarał, to pewna.
— No, ale Jacek pojechał, jako i mój Stanisław, a ona tu ostała sierotą.
— Jużci pojechał, ale jak? Waćpan widziałeś go w chwili odjazdu, a ja odprowadzałem go dalej — i powiem waści, że chłopczysko jeno zęby ściskał, a serce to tak krwawiło mu w piersiach, że i słowa nie mógł przemówić. Oj! miłował ci on tę dziewczynę, jak tylko dawniej ludzie umieli miłować, a dziś już nie umieją.
— Ale przecie rękoma jeszcze może ruszać, bom słyszał, że zaraz za Radomiem miał zwadę i poszczerbił przejezdnego szlachcica, czy nawet dwóch.
— Ba, przeto że ma panieńską twarz, każdy zawalidroga myśli, że tanio się z nim wywinie. Szukali z nim jacyś pijacy okazyi, to i cóż miał robić? Zganię ci ja mu to, zganię, ale pomyśl waść, że człek z rozdartym przez afekt sercem jest jako leo, quaerens quem devoret.
— Prawda jest, ale co do dziewczyny — oj, dobrodzieju! — Bóg wie, czy ona tyle winna, ileśmy myśleli.
— Mulier est insidiosa.