Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trochę bezmyślnemi oczyma na niebo, po którem wiatr pędził podarte wiosenne chmury o rozjaśnionych grzywach, po których blady księżyc zdawał się wspinać wyżej i wyżej. Ilekroć się przesłonił, chwytały pana Pągowskiego złe przeczucia. Widział przez okno czarne gałęzie poblizkich drzew, chybotające się, jakby w męce, na wichrze, i tak samo chybotały się jego myśli, bezładne, złe, podobne do wyrzutów sumienia, do głuchych poczuć, że staje się rzecz niedobra, za którą czeka go jakaś blizka kara... Lecz gdy rozjaśniło się na dworze, wstępowała w niego znów lepsza otucha. Każdy ma przecie prawo myśleć o swojej szczęśliwości — a co do Taczewskiego, wielka rzecz! czy to jeszcze takich ludzie używają sposobów! O co tu chodzi? o dobro i o spokojną przyszłość dziewczyny, a że przytem i jemu uśmiechnie się trochę życie na starość — to mu się i należy. — I to jedno jest prawda, a reszta wiatr! wiatr!...
Uczuł znów zawrót głowy i czarne płatki jęły mu skakać przed oczyma, ale trwało to bardzo krótko. Począł znów chodzić i zbliżać się do drzwi, za któremi ważyły się jego losy. Tymczasem świece na stole dostały długich knotów i w izbie pociemniało. Chwilami głos księdza stawał się donioślejszy, tak że może i wyrazy dochodziłyby do ucha Pągowskiego, gdyby nie owo głośne i ciągłe „tik-tak!“ zegara. Łatwo było zrozumieć, że taka rozmowa nie może skończyć się prędko, a jednak niepokój pana Gedeona wzrastał i wzrastał, przybierając kształty jakby jakichś dziwnych pytań, związanych z przeszłością, ze wspomnieniami nietylko dawnych bólów i nieszczęść, ale także dawnych, niezmazanych dotychczas, win — dawnych ciężkich grzechów — i świeżych krzywd, wyrządzonych nietylko Taczewskiemu, ale i innym ludziom.