Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obiedzie u proboszcza, który w tym dniu wszystkich podejmował.
Spodziewała się też, że w tłumie potrafi się swobodnie z niemi rozmówić i że nie znajdzie w tem przeszkody ze strony opiekuna, który, lubo od pewnego czasu niezbyt im chętny, nie mógł jednakże, przez pamięć na usługę, jaką mu oddali, zerwać z nimi zupełnie.
Do Przytyka z Bełczączki droga była dość daleka i pan Gedeon, który nie lubił się śpieszyć, odbywał ją zwykle z noclegiem w Radomiu, albo też, jeśli wybrał drogę na Jedlińsk, to w Jedlińsku.
Tym razem, z powodu wód rozlanych, wybrali dłuższy ale bezpieczniejszy gościniec radomski — i ruszyli na dzień przed odpustem — na kołach, nie saniami, bo zima przełamała się nagle zupełnie. Szły za niemi dwie, ciężko ładowane podwody ze służbą, z zapasami żywności, tudzież z pościelą i dywanami do jakiego takiego przybrania stancyi w zajazdach.
Gdy wyjeżdżali, gwiazdy mrugały jeszcze z wysoka a niebo ledwo poczynało blednąć na wschodzie. Pani Winnicka poczęła śpiewać w mroku godzinki, a panienka i pan Gedeon wtórowali jej bardzo jeszcze sennemi głosami, gdyż zeszłego wieczora, z powodu przygotowań podróżnych, późno udali się na spoczynek. Dopiero za wsią i za małym borem, w którym tysiące wron miały swoje noclegi, rumiany świt rozświecił równie rumianą twarz i zaspane oczki panny Sienińskiej. Usta jej układały się jeszcze do ziewania, ale gdy strzelił pierwszy promień słońca i rozświecił pola i lasy, poczęła się otrząsać z senności i raźniej rozglądać się wokoło, gdyż jasny ranek napełnił jakąś dobrą nadzieją i jakowemś weselem jej duszę. Dzień zapowiadał się istotnie cudny, bo ciepły a pogodny. W powietrzu jakby było pierwsze tchnienie przedwczesnej