Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję wam, ojcze dobrodzieju, z cułej duszy. Tak! niech służą razem i niech do końca życia w stałej amicycyi dotrwają. Mówiliście o chorągwi królewicza Aleksandra, która pod Zbierzchowskim chodzi. Górna to chorągiew, może i najpierwsza w usaryi, więcbym dla Stanisława okrutnie był rad, ale on mi powiedział tak: „lekka jazda na sześć dni w tygodniu, a usarze tylko jakoby na niedzielę.“
— Generaliter prawdę powiedział — odrzekł ksiądz. — Jużci, usarzy na podjazdy nie posyłają i rzadko też który na harc wyjeżdża, że to takiemu żołnierzowi nie przystoi z byle kim się potykać; ale też za to jak przyjdzie ich niedziela, to się tak napiją a natratują, że inni i przez sześć dni tyle krwi nie wytoczą. Zresztą nie wojnie rozkazują, ale wojna rozkazuje, więc czasem się trafi, że i usarze mają powszednią robotę.
— Ojciec dobrodziej wiesz to najlepiej...
Ksiądz Woynowski przymknął na chwilę oczy, jakby chcąc przypomnieć sobie dokładniej czasy ubiegłe, poczem podniósł szklanicę, spojrzał pod światło na miód, pociągnął jeden i drugi łyk i rzekł:
— Tak było, gdyśmy pod koniec wojny szwedzkiej poszli pokarać zdrajcę elektora za zmowę z Carolusem. Poniósł pan marszałek Lubomirski ogień i miecz pod sam Berlin. Byłem wtedy towarzyszem w jego własnej usarskiej chorągwi, której Wiktor porucznikował. Zastawiał nam się Brandeburczyk, jako mógł: to piechotą, to pospolitem ruszeniem, w którem była szlachta niemiecka — i mówię waści, że nam usarzom, tak samo jak i nadwornym kozakom ledwie że w końcu ramiona w zawiasach chodziły...
— Takaż to była ciężka robota?
— Nie była ciężka, bo na sam nasz widok tak niebożętom muszkiety i dzidy w rękach się trzęsły ja-