Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na jej czole, a której przyczynę przypisywał właśnie temu, co zaszło.
Lecz wieczerza nie miała się skończyć pomyślnie dla dziewczyny, gdyż zaraz po drugiem daniu w progu izby pojawił się Wojtuszek i, chuchając w zmarznięte palce, poczał wołać:
— Proszę panienki, czapkę zostawiłem, ale pana Taczewskiego niemasz w Wyrąbkach, bo pojechał z księdzem Woynowskim.
Usłyszawszy to, pan Pągowski zdumiał się, zmarszczył natychmiast brwi i, utkwiwszy swe żelazne oczy w pachołku, zapytał:
— Co to jest? co za czapkę? A ciebie kto posłał do Wyrąbków?
— Panienka — odpowiedziało ze strachem pacholę.
— Ja — powtórzyła panna Sienińska.
I, widząc skierowane na się wszystkie spojrzenia, zmieszała się okrutnie, ale nie nadługo, gdyż wykrętny dowcip niewieści wnet przyszedł jej z pomocą.
— Pan Taczewski odwiózł tu rannych — rzekła — ale że obie z ciotuchną źleśmy go przyjęły, więc się rozgniewał i bez czapki poleciał do domu, a ja mu czapkę odesłałam,
— Prawda, żeśmy go niezbyt wdzięcznie przyjęły — ozwała się pani Winnicka.
Pan Pągowski odetchnął i twarz stała mu się mniej groźna.
— Dobrzeście zrobiły! — rzekł. — A czapkę byłbym mu sam odesłał, bo pewnie nie ma drugiej.
Lecz zacny i wyrozumiały pan Cypryanowicz począł się ujmować za Taczewskim.
— Mój syn — rzekł — nie ma do niego nijakiej urazy. Sami go do bitwy zmusili, a on ich potem jeszcze do siebie zawiózł, opatrzył i ugościł. Bukojemscy też