Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to samo powiadają, z tym dodatkiem, że to jest gracz na szable, który, gdyby był chciał, byłby ich godniej poszczerbił. Ha! chcieli dać naukę, a sami znaleźli nauczyciela. Jeśli prawda, że król jegomość na Turka ruszy, to przyda się tam taki Taczewski.
Pan Pągowski nierad słuchał tych słów, a w końcu rzekł:
— Jego ksiądz Woynowski tych sztuk wyuczył.
— Księdza Woynowskiego widziałem tylko raz na odpuście — mówił pan Cypryanowicz — ale słyszałem o nim wiele jeszcze za moich wojskowych czasów. Śmieli się z niego na odpuście inni księża, mówiąc, że jego plebania jest jako arka i że wszelkie animalia, jako Noe hoduje. Wiem wszelako, że to była szabla wielka, a teraz jest cnota wielka, czego jeśli pan Taczewski też się od niego wyuczył, tobym chciał, żeby mój syn, gdy się wygoi, innej amicycyi nie szukał...
— Mówią, że sejm się zaraz aukcyą wojska zajmie — rzekł, chcąc zmienić rozmowę, pan Gedeon.
— Tak jest, wszyscy się już tem zajmują — potwierdził starosta Grothus.
I rozmowa potoczyła się dalej o wojnie. Ale po wieczerzy panna Sienińska, upatrzywszy stosowną chwile, zbliżyła się do Cypryanowicza i podniósłszy na niego swe modre oczka, rzekła:
— Waszmość pan jesteś dobry, bardzo dobry.
— A czemu to? — zapytał Cypryanowicz.
— Żeś się za panem Jackiem ujął.
— Za kim? — spytał Cypryanowicz.
— Za panem Taczewskim. Jemu Jacek na imię!
— Ba, a samaś waćpanna tak go surowie skarciła. Poco tak było?