Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żona z kilkunastu chat. Pierwotnie miano widocznie zamiar założyć tu wielką misyę, w którejby czarna ludność mogła znaleźć ochronę w razie niebezpieczeństwa, wszystkie bowiem budynki, dziedzińce i ogród misyi, otoczone są wykopanym w kwadrat rowem. Na środku każdego boku kwadratu wznosi się piętrowa wieża, zbudowana z kamienia i opatrzona strzelnicami. Wieże te stanowią bramy misyi. Po obu brzegach rowu zasadzone są agawy i kaktusy, które, rozrósłszy się z czasem, utworzyły prawdziwe wały liści twardych, kolczastych i sterczących, jak bagnety. Ni zwierz, ni istota ludzka, nie zdoła się przez nie przedrzeć. Ktoby nawet potrafił przeskoczyć pierwszy wał, ten znajdzie się w głębokim rowie i będzie miał przed sobą wał drugi, jeszcze szerszy i wyższy. Warownia taka, przy lada obronie z wież, byłaby trudna do wzięcia nawet dla regularnych żołnierzy, cóż zaś dopiero dla nagich murzynów lub nawpół nagich Arabów?
Dawniej misya, jako położona wśród plemion ludożerczych i niemal pod ręką Arabów, musiała często chronić swe owieczki przed rozmaitymi wilkami; dziś, choć warownia jeszcze się wzmocniła przez rozrost agaw, zabezpiecza tylko kozy