Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czaliśmy z wydeptanych ścieżek i przedzierali się przez wysokie trawy i zarośla. W zaroślach jednak znajdują się gatunki bardzo jadowite, a obok nich pytony, dochodzące czasem do tak olbrzymich wymiarów, że opowiadania o nich, jakkolwiek pochodzące z ust wiarogodnych, wydawały mi się fantastyczne.
O dużych jaszczurach, zwanych legwamami, dość pospolitych w Egipcie, nie słyszałem w tutejszych stronach. Małe jaszczurki, salamandry, kameleony i tym podobny drobiazg, rad trzyma się mieszkań ludzkich. Pełno ich w Zanzibarze, Bagamoyo i po wszystkich misyach i to nietylko na zewnętrznych, prażonych słońcem murach, ale i w pokojach, tak, że wszędzie stanowią konieczny ornament pułapu. Może są nawet pożyteczne przez to, że niszczą owady, w żadnym zaś razie nie są szkodliwe i poufałości w pożyciu z ludźmi nie posuwają aż do wchodzenia do łóżek.
W ciepłem błocie, w oczeretach, w kałużach i jeziorach, rozkoszują się miliony żab. Rzechocą tu one inaczej, niż u nas, nie łączą się bowiem w wielkie chóry, podnoszące jakby gwarną modlitwę do księżyca, ale odzywają się pojedynczo i nierytmicznie. Gdy mnóstwo takich