Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stawał się poprostu ofiarą takiej cywilizacyi, która dawała mu przedewszystkiem wódkę i choroby zakaźne, a nie dbała o niego i niczego nie uczyła.
Brał więc z niej zło, bo nie mógł wziąść czego innego. Ktoby jednak sądził, że murzyni-mahometanie silniej opierają się tym rozkładowym czynnikom od chrześcian, tenby wpadł w błąd najgrubszy. Gdzie nowe żądze, zrodzone z portowego zepsucia, dołączą się do dawnych żądz i namiętności, których islam jest bądź co bądź piastunem, tam czarny spada na ostatni stopień zezwierzęcenia. Islam nie broni go nawet od pijaństwa, ponieważ koran nie przewidział wódki. Chrześcianie dają w ogóle opór skuteczniejszy, jeżeli zaś psują się i oni, to dlatego, że gdzieniegdzie owa cywilizacya przynosi im, wraz z gorzałką, jeszcze i sceptycyzm.
Pierwszy wieczór w Bagamoyo zeszedł mi na rozmowie o tych sprawach z misyonarzami. Siedząc na werandzie domu i gawędząc, czekaliśmy na powrót towarzyszów z obiadu, wydanego w mieście przez zastępcę Wissmana. Wraz z ich przybyciem księża porozchodzili się na spoczynek — ja zaś zostałem sam na werandzie, której żelazne kraty pozamykano starannie. Jestto je-