Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gorączka głodowa. Trudno z początku zdać sobie sprawę, dlaczego się tak dzieje. Miasto zdaje się być położone doskonale, bo przy samem ujściu kanału. Nie setki, ale tysiące wielkich okrętów, jadących w tę i tamtą stronę, zatrzymuje się w tutejszym porcie. Suez jest niejako bramą otwartą na wielkie przestworza morskie, na szlak Indyj, Afryki i Australii; koleje żelazne łączą miasto i Izmailą i Kairem, a jednak znać tu wszędy piętno zastoju, ubóstwa i nędzy.
Podróżny jest tu poprostu łupem, na który rzuca się miejscowy tłum, jak stado szakali. Kto się nie umie bronić, to go rozerwą.
Ale wogóle przyjezdnych tu niewiele. Ci, którzy chcą jechać z Egiptu w dalsze strony, siadają na statki zwykle w Port-Saïd. Powracający również rzadko tu wysiadają. Powinno być inaczej, bo przejazd kanału jest drogi, ale pomimo tego ruch podróżniczy jest stosunkowo nieznaczny.
Statki zatrzymują się tu wprawdzie tysiącami, ale po to tylko, by zaawizować w inspekcyi portowej swe papiery — i zaraz ruszają dalej. Gdyby Suez stał się kiedyś środkowym punktem handlu między Egiptem z jednej, a wybrzeżami morza Czerwonego i Abisynii z drugiej