Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiem tem, że jest zielone. Rankami szczególniej widywałem wody barwy zupełnie szmaragdowej. W ciągu dnia błękitnieją one coraz bardziej, nigdy jednak nie stają się tak modre, jak toń morza Śródziemnego. Jest to tem dziwniejsze, że kanał zachowuje kolor odmienny i wygląda jak niebieska wstęga, rzucona na złote piaski Arabii i Egiptu.
Suez — to już kąt zapadły i daleki. Miasto samo nie przedstawia nic ciekawego. Jest to zbiór domów, pozbawionych wszelkiej oryginalności i przypominających kamienice naszych podrzędnych miast. Gmachy rządowe, dworce kolejowe i hotele są mizerne. Europejczyków mało. Większa ich część mieszka w porcie Ibrahim; we właściwem mieście istnieje wprawdzie europejska dzielnica, ale spotyka się w niej najczęściej Greków. Tłum Arabów i murzynów jeszcze brudniejszy, wrzaskliwszy i więcej natrętny, niż w innych miastach egipskich. Jest to zbiór najbardziej zakazanych figur, jakie zdarzyło mi się spotkać gdziekolwiek w świecie. Arabowie wydają się malowniczo nawet w łachmanach, ale każdy z nich ma coś takiego w twarzy, jakby dwa dni nie jadł. W ich gwałtownych ruchach i natarczywości, przechodzącej wszelką miarę, tkwi jakaś