Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

istnieć. Myśląc o tem, mam uczucie, jakie mieć musi zrujnowany magnat, który w latach blasku rozrzucał pieniądze na wszystkie strony i dziwił świat, a któremu później przyszło żyć z łaski jałmużny.
Tej nocy gdym rozmyślał o Anielce i wpatrywał się w nią oczyma duszy, przyszło mi do głowy, że nie istnieje żaden jej portret i nagle opanowała mnie nieprzeparta chęć posiadania jej podobizny. Chwyciłem się tej myśli oburącz i tak mnie ona uszczęśliwiła, że wobec niej odechciało mi się spać do reszty. «Będę cię miał — mówiłem — będę mógł przyjść, ucałować twoje ręce, oczy, usta — a ty nie odpędzisz mnie od siebie.» Począłem zaraz rozmyślać, jak to przeprowadzić? Nie mogłem przyjść do Anielki i powiedzieć jej: «Każ zrobić swój portret, a ja poniosę koszta,» ale z ciotką robiłem zawsze com chciał i mogłem ją namówić, by ona objawiła chęć posiadania portretu Anielki. W Płoszowie istnieje cała galerya portretów rodzinnych, stanowiących dumę ciotki, a moją rozpacz, niektóre bowiem są okropne — ciotka jednak bardzo stoi o to, by tam nikogo bliższego nie brakło. Wziąwszy na uwagę jej głębokie przywiązanie do Anielki, byłem pewien, że ją nawet uraduję,