Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak przyszłego zwycięzcę będą wyprowadzali ze stajni, zbliżała się bowiem chwila w której miał wyruszyć na pole Mokotowskie i tam dreptać w kółko, czekając na swoją kolej. Jakoż po kilku minutach ujrzeliśmy, jak dwaj stajenni wyprowadzili go na dziedziniec, ale oczy nasze nie bardzo mogły się nasycić pięknością jego kształtów, był bowiem jakby zaszyty w pokrowiec. Tylko przez otwory, powycinane w kapie, widać było jego wielkie, łagodne oczy, z pod dolnego obrębu zaś wysuwały się jego sprężyste nogi, które istotnie zdawały się być ze stali wykute. Za nim postępował Web, w końcu zaś nasz domorosły, mały Anglik, Dżak Goose, przybrany w nowy surdut, pokrywający kurtkę i w dżokejskie buty. Na drogę krzyknąłem mu przez otwarte okno:
A nie daj się tam Kuba!
On zaś zdjął czapkę i ukazując nią na «Naughty-boy’a,» odpowiedział wesoło, najczystszym, nie londyńskim, ale burzańskim akcentem:
— Bedom, prosę jaśnie hrabiego, widzieli, ale ino jego zad!
Zasiedliśmy do śniadania, które odbywało się pospiesznie; ciotka jednak znalazła dość czasu, by przy czarnej kawie przeczytać, co mówią