Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ważniej o zmianach, jakie zamierzam wprowadzić w domu.
— Całe piętro przeznaczam na pomieszczenie zbiorów — rzekłem — z wyjątkiem tego jednego pokoju, w którym ty zaprzeszłej zimy mieszkałaś. Ten zostanie, jak był. Pozwoliłem go sobie tylko trochę dziś przyozdobić na twoje przyjęcie.
Tak mówiąc, poprowadziłem ją ku drzwiom. Anielka, stanąwszy w progu, nie mogła powstrzymać okrzyku:
— Ach! co za kwiaty!
Ja zaś powiedziałem zcicha:
— Tyś sama kwiat, najpiękniejszy w świecie...
Poczem dodałem poważnie:
— Ty mi przecie, Anielko, wierzysz, gdy ci mówię, że tu chcę kiedyś umrzeć.
Och! ile było szczerości w tem, com powiedział. Twarz Anielki zaszła jakby mgłą; radość jej zgasła. Widziałem, że ją słowa moje wzruszyły bardzo, jak wzrusza każdy prawdziwy krzyk serca. Przez jedno mgnienie oka, jej głowa, ramiona i piersi zadrgały, jakby jakaś siła, stanąwszy za nią, popchęła ją nagle ku mnie. Ale ona oparła się jeszcze tym razem. Chwilę stała